Sunday, November 30, 2014

Nasz udział w Ze Voiss: Od początku do końca.

Największym zmartwieniem zwykłego laika biorącego udział w konkursie “Ze Voiss” prawdopodobnie byłoby nauczenie się trudnego tekstu lub przełamanie tremy. Jednak my, stały dodatek do tego wspaniałego przedsięwzięcia, wiedziałyśmy czym są prawdziwe niebezpieczeństwa pozornie niewinnego występu. Gdy na czczo siedziałyśmy w pokoju Pani P, prowadząc kolejną dyskusję o wyborze piosenki, powtórnie zastanawiałyśmy się czy dwuminutowy aplauz oraz mała szansa na wygranie niezrozumiałej książki po francusku warty był tylu zaprzepaszczonych przerw.


Pani P bombardowała nas ćwiczeniami, abyśmy były porzadnie przygotowane na “Ze Voiss”. Wszystkie jej powtarzające się  uwagi warte były posłuchania. Podczas wszystkich treningów nauczyłyśmy się kilku bardzo ważnych rzeczy, takich jak:
  • Nie należy stawać nad niższą kolezanka, bo gdy ona podniesie głowę lub stanie na palcach, można się bardzo boleśnie uderzyć w czoło.
  • Nie patrzeć się na swoją koleżankę gdy ćwiczymy głos, ponieważ wtedy można się wtedy bardzo głośno zaśmiać (szczególnie, jeśli w towarzystwie niektórych osób jest się szczególnie podatnym na nagłe ataki śmiechu).
  • Śpiewania cicho w klasie, ponieważ uczniowie i nauczyciele chodzący po korytarzach mogą nas świetnie słyszeć.
  • Sposób na stress: grzebanie w piasku małą łopatką.


W ten sposób mijał nam czas z Panią P, nasze chichoty przeplatały się z jej uwagami na temat naszej dykcji.


Po tygodniach uciążliwego treningu wokalnego “ wrona bez ogona” nie była już anomalią przyrodniczą, lecz znienawidzonym przez nas rymem, który codziennie powtarzałyśmy. Gdy nadszedł dzień występu, zamiast denerwować się jak to normalnemu człowiekowi przystoi, że zapomnimy tekst lub się pomylimy, my, siedzące w tak zwanym “green roomie”, zastanawiałyśmy się, czy nasze buty przypadkiem nie bedą zbyt głośne. Nagle, w trakcie jedzenia przepysznych orzeszkowych czipsów, usłyszełyśmy, jak wywoływane są nasze imiona. Oblizując się z okruszków, pobiegłyśmy czym prędzej na scenę.


Kurtyna rozsunęła się. Od razu pożałowałyśmy, że brak nam okularów przeciwsłonecznych, gdyż reflektory oślepiły nas i przez chwilę myślałysmy jedynie o bolących oczach. Jednak wtedy zaczęła grać muzyka, i o dziwo nagle wszystko poszło jak z płatka. Bez żadnego (no, prawie żadnego) potknięcia przebrnęłyśmy przez piosenkę i już było po wszystkim. Potem czekało nas najgorsze. Wróciłyśmy do wcześniej wspomnianego “green roomu” i musiałyśmy przeżywać katusze w trakcie, gdy komisja bezlitośnie oceniała nasze starania.  Sytuacja jakby powtórzyła się. Znowu zostałyśmy wywołane na scenę, tym razem z tłumem innych uczestników. Francuskie słowa wypływały z ust jurorów, jednak żadne z nich nie brzmiało nawet odrobinę jak “Lilla” lub “Marta”. Nasze przypuszczenia były słuszne. Nie zajęłyśmy żadnego miejsca. Lauretka była naszą serdeczną przyjaciółką, więc odrzuciłyśmy na bok ambicję i dołaczyłyśmy do publiczności w głośnych brawach. Na koniec poszłyśmy do naszych rodziców, padnięte po godzinach ciągłego chodzenia i mimo braku wygranej szczęśliwe z występu.
Warto było przezyć te wszystkie męki i wziąć udział w konkursie francuskiej piosenki. Niestety po konkursie bolały nas uszy i oczy i w ogóle wszystko, ale w każdym razie mogłysmy sie wypychać orzeszkowymi czipsami. Mimo wszystkich tych niedogodnośći, niezjedzonych “snacków” oraz przerw spędzonych na liczeniu wron, podjęłyśmy szokującą decyzję. Zapewne zostaniemy przez to mocno skrytykowane przez Panią P, której na pewno nie chce się trenować nas co roku, bez większego sukcesu, ale cóż. Długo nad tym myślałyśmy. W przyszłym roku ZNOWU weźmiemy udział w konkursie “Ze Voiss”!

Już trudno pisać na klawiaturze, oczy nam się kleją (Wam pewnie też), więc tym pozytywnym stwierdzeniem kończymy nasz wylewny wpis.


Lilla+Ełko
Smartie.5


Saturday, November 29, 2014


Czy znacie to zdjęcie?

Jeśli nie, zapytajcie Waszych rodziców. To jedna z symbolicznych fotografii z historii współczesnej Polski.  Poznajcie inne, równie ważne, emocjonujące, patetyczne, tragikomiczne, żałosne na stronie (niesamowitej!) warszawskiego Domu Spotkań z Historią i zagłosujcie na tę, którą uznacie za najważniejszą. Szczegóły: http://www.dsh.waw.pl/pl/3_2414  oraz głosowanie: http://dsh.waw.pl/pl/0_2415


Monday, November 24, 2014

Kino idzie na Wschód

Te z Was, mieszkające dłużej we Fra, znają zapewne Deutches Film Museum. Położone tuż nad Menem przy najkulturalniejszej ulicy miasta bankierów, przy której jeden obok drugiego wyrosły muzealne przybytki. W końcu nie samym pieniądzem człowiek żyje....nawet tu we Frankfurcie.

Sam gmach jest ładny, czysty i przyjazny. Można zwiedzać ekspozycje stałe lub czasowe. Posilić ciało w kawiarence lub ducha w sali kinowej. Albo zrobić film animowany z innymi SWALSami czy wziąć udział w festiwalu filmowym.

O Lucasie(Lucas Film Festiwal, prezentującym filmy dla dzieci i młodzieży) słyszałyście już chyba, teraz pora pójść na Wschód czyli GOEAST. http://www.filmfestival-goeast.de/index.php?article_id=5&clang=0 

W tym roku będzie szczególnie przyjemnie, bo główną atrakcją festiwalu będą filmy polskiej nowej fali. Od Polańskiego po Kondratiuka, nie zapominając o Zanussim, Zanudzdzi jak mówią niektórzy :)
A na dodatek, obok projekcji odbędą się  również dyskusje ze znanymi polskimi krytykami filmowymi: Tadeuszem Lubelskim, Tadeuszem Sobolewskim. Last but not least, wisienka na torcie, spotkanie z młodą gniewną, dzisiejszego polskiego kina, reżyserką Małgośką Szumowską.
Rezerwacja w kalendarzach: kwiecień 2015.


Sunday, November 23, 2014

Kto kolwiek???

Wieje tu samotny wiatr jak na pustyni. Mam wrażenie że tylko wawavatarasa wspaniała oraz zacatecas zobowiązująca tu cokolwiek postujemy... proszęęęę niech tu się zrobi trochę raźniej, napiszcie coś!

A może ja powinnam sama założyć bloga? Co myślicie?

Friday, November 21, 2014

P jak podcast

Nie wiem, czy lubicie, jak brzęczy coś w uchu ....


Spróbujcie choć raz z podcastem, który w internetowym światku narobił sporo hałasu. Nazywa się THE SERIAL . Do znalezienia tu: serialpodcast.org/

Nawet ja, należąca do straconego pokolenia, które słuchało co najwyżej bajek grajek na adapterze Bambino, poddałam się i wysłuchałam wszystkich, dotychczasowych odcinków. Historia jest wartka, dobrze opowiedziana, dawkująca napięcie. I na dodatek dzieje się w amerykańskiej szkole średniej. Czyli w dzisiejszej globalnej wiosce, w zasadzie mogłaby się przytrafić i Wam.
Kim jest morderca?  Szukajcie, słuchajcie, a może znajdziecie.....


PS
Zwróćcie przy okazji uwagę na to, JAK opowiada się dziś historię: strona w sieci, różnorodność nagrań, multimedia... To nie Quo vadis ......to współczesny sposób na czarowanie czytelników(?)