Kiedy wisiałam z klifu nad wodą,
a moje życie utrzymywało się na gałęzi, której kurczowo się trzymałam -
wszystko wydało mi się piękniejsze.
Gałąź podtrzymująca mnie przy życiu mocna i trwała.
Czułam jej szorstką powierzchnie pod zmęczonymi opuszkami palców.
Powietrze wydało się czystsze,
jego zapach stał się najpiękniejszym zapachem życia a powiew chłodny i przyjemny.
Klif nade mną był wysoki i majestatyczny -
odległość między jego wierzchem a wodą była dla mnie niepojęta.
Zaś woda oceanu lśniąca pode mną stała się uwodząca i tajemnicza -
źródło jak i kres cyklu obracającego się wokół niej.
Kolor miała wyrazisty i tak piękny,
że przez chwilę ucieszyłam się, że to tak właśnie przyjdzie mi zginąć -
zgubić się w jej pięknej, magicznej aurze na zawsze.
Świat wydawał mi się piękniejszy na kilka minut przed śmiercią.
No comments:
Post a Comment