W niedzielę, pierwszego marca,
trzy autokary pełne rozwrzeszczanych dzieciaków wyruszyły w podróż z Frankfurtu
do Rauris w austriackich Alpach. Było z nami dwadzieścia kilkoro zwariowanych, ale fajnych opiekunów. Wyjazd był fantastyczny; oprócz jeżdżenia na nartach mieliśmy dyskoteki, marsze
z pochodniami i tym podobne rozrywki. Smartie i ja wypróbowałyśmy tym razem snowboard, było cudownie!
Oto typowy dzień naszego wyjazdu: O siódmej
rano budzi nas STRASZNIE denerwująca muzyka: szybkie wstawanie było wysoce wskazane,
bo spóźnialscy polewani byli lodowatą wodą. Po szybkim śniadaniu wsiadamy do
autobusu ze sprzętem narciarskim/snowboardowym w zgrabiałych dłoniach i
jedziemy na stok. Dalej jest już tylko gorzej. Na dziesięć osób w naszej grupie
połowa wypada z orczyka. Instruktorka próbuje się rozdwoić (albo i nawet roztroić),
ale my przypominamy jej, że to niestety niemożliwe. Fikamy koziołki, wpadamy
głową w śnieg, krótko mówiąc zabawa na całego. Gdy nasze umiejętności nie
wystarczają, odpinamy snowboard i zjeżdżamy na nim na siedząco jak na sankach.
Do domu wracamy wykończeni, ale po kolacji wraca nam energia... Po dyskotece kładziemy
się do snu, wspominając miniony dzień.
Podsumowując, bawiliśmy się świetnie.
Mogłabym jeździć na takie wyjazdy co miesiąc.
No comments:
Post a Comment