We Frankfurcie chodziłam do klasy z rocznikiem 2002, tu z kolei moi koledzy i koleżanki są ode mnie dwa lata starsi. Nie jest to tak straszne jak się obawiałam, gdyż oprócz sporadycznych żarcików, nikt nie daje mi odczuć tej różnicy wieku. Ludzie, oprócz datą urodzenia, nie różnią się niczym od tych we Frankfurcie, jako że i tu, i tam są osoby, z którymi od razu odnalazłam wspólny język, jak i te które samą swoją obecnością wprawiają mnie w zły nastrój (przepraszam za szczerość). Sprawa, która bardzo mnie martwi, jest liczba osobników płci męskiej w mojej klasie, gdyż wynosi ona dokładnie 5 (słownie: pięć). Dla porównania dodam, że dziewczyn jest pięć razy więcej! Na szczęście koledzy nadrabiają osobowością, chociaż nie pogardziłabym trochę większa ich ilością.
W Warszawie jako mieście odnajduję się świetnie. W przeciwieństwie do Frankfurtu jest wielka, co znaczy, że zawsze jest co robić, z kim się spotkać i dokąd pójść. Odkrywam powoli wszystkie małe kawiarnie i restauracje (polecam Pełną Parą przy Metrze Politechnika) oraz mnóstwo innych świetnych miejsc. Komunikacja miejska jest tu nieproporcjonalna do wielkości miasta, co z kolei jest atutem Frankfurtu. Ścisk w metrze o poranku napawa mnie nienawiścią do ZTMu, a autobusy stosujące wiecznie w korkach do reszty załamują. Za to liczna ilość kin, małych i dużych, teatrów i muzeów zdecydowanie poprawia humor. Stolica tętni życiem, a jej wszechobecna różnorodność prowadzi do bardzo urozmaiconego życia.
Powrót do Polski był ciekawym przeżyciem. Myślę, że ostatecznie dla mnie korzystnym. Zdecydowanie rozszerzył moją perspektywę, i tą naukową, i tą bardziej życiową. Poznałam mnóstwo ciekawych ludzi, uczę się w. i, co zabrzmi lekko melodramatycznie, dowiedziałam się o sobie bardzo wiele. Poza tym Warszawa jest moim domem, tu mieszka duża część mojej rodziny, tu chodziłam do przedszkola, do podstawówki. Siedem lat w Niemczech było wspaniałym doświadczeniem. Będę dozgonnie wdzięczna za wszystkie przyjaźnie które zawarłam we Frankfurcie, a także za możliwość poznania innej kultury (i naukę w ESF, która jeśli chodzi w szczególności o języki dała mi bardzo wiele!). Wydaje mi się, że powrót do korzeni, za którymi jednak bardzo tęskniłam, był pomimo tego dobrym pomysłem. Oczywiście nie ma dnia, żebym nie myślała o ESF i o ludziach z Frankfurtu (dedykacja do Lilli która była moja inspiracja do tych postów).
Mam nadzieje, że zdołaliście przez to wszystko przebrnąć i było to dla Was jakkolwiek ciekawe.
Całuski z Warszawy :))))
P.S. W styczniu przyjeżdżam Was odwiedzić i odebrać obiecaną czekoladę!