Zawsze starałam się iść po linii najmniejszego oporu. Robić minimalną ilość pracy, wydać minimalną ilość pieniędzy i spędzić jak najmniej czasu nad jednym tematem. Jednak to połączenie nie zawsze jest chciane i nie zawsze możliwe. Jako dziecko XXI wieku zawsze oczekuje, że podróże powinny być szybkie. Kiedy przedstawiano mi alternatywę pojechania gdzieś samochodem, pociągiem autobusem lub samolotem często zakładałam, że samolot jest najlepszy bo najszybszy. I to koniecznie bez przesiadek. Nie wiem jak do tego doszło.
Wczorajsza podróż zajęła mi prawie cały dzień. Pakowanie o poranku, dwie godziny w samochodzie, dwie godziny na lotnisku, trzy kwadranse w samolocie, pięć na innym lotnisku, półtorej godziny w kolejnym samolocie, czekanie na bagaż i powrót do domu taksówką. Było cudownie. Cała podróż nie była męcząca, za długa czy za skomplikowana. Mogłam płynnie przejść z jednego miejsca do drugiego, powoli godząc się z rzeczywistością: było, minęło.
Saturday, October 31, 2015
Wednesday, October 28, 2015
Avatar
Witaj internecie,
Dużo sie ostatnio zastanawiałam nad podróżami: nad ich rodzajami, celami, i w ogóle nad całą ideą toposu podróży. Pisze momentalnie prace o Odysie i Hobbicie więc sporo tez na ten temat czytałam (tak przy okazji jakby ktoś miał jakieś pomysły co do mojej pracy, przemyślenia, opinie na ten temat proszę pisać!!!).
Chciałam przyjrzeć sie bliżej niespotykanej uniwersalności pewnej absolutnie genialnej... Kreskówki. Tak, wiem, hahaha co ona wygaduje? Kreskówki? Jak kreskówka może nawiązywać do archetypów takich jak Odys, czy literaturze tak wielkiej jak ta Tolkiena (Hobbit czy Wladca Pierścienia)? Otóż może! Szczerze sama sie dziwie, ale moja niezawodząca znajomość wszystkich odcinków i historii każdego z bohaterów, przeciwstawiona z wieloletnim uczęszczaniem na lekcje Pani Agnieszki to potwierdzają! Kreskówka o której mowa to Avatar Legenda Aanga (jak ktoś niezna to POLECAM JEST GENIALNA!)
Pisze właśnie o Odyseuszu wiec weźmy jego przykład: załóżmy, że wędrówka Odysa wpasowywuje sie (bo tak w większości jest) w schemat dom +, świat -. Zatem mieści sie tu tułaczka, wygnanie, przymusowa ucieczka, a nade wszystko wola powrotu do opuszczonego w konieczności domu. Chęć powrotu do dawnej rzeczywistości stanowi tu podstawowy cel. Spójrzmy teraz głębiej w postać Księcia Zuko z pierwszych dwóch ksiąg cyklu o Avatarze. On, podobnie do Odyseusza, także jest ofiarą swojego fatum, podczas wojny zostaje wygnany z ojczystego Narodu Ognia przez okrutnego Ojca za przerwanie generałowi narodu podczas ważnej narady wojennej. Warunkiem wygnania i jedynym sposobem na odzyskanie utraconego honoru jest zabicie nowego Avatara. Tak zaczyna sie kilkuletnia tułaczka oraz walka o utracony honor księcia, który za wszelka cenę pragnie powrotu do ojczyzny.
Dużo sie ostatnio zastanawiałam nad podróżami: nad ich rodzajami, celami, i w ogóle nad całą ideą toposu podróży. Pisze momentalnie prace o Odysie i Hobbicie więc sporo tez na ten temat czytałam (tak przy okazji jakby ktoś miał jakieś pomysły co do mojej pracy, przemyślenia, opinie na ten temat proszę pisać!!!).
Chciałam przyjrzeć sie bliżej niespotykanej uniwersalności pewnej absolutnie genialnej... Kreskówki. Tak, wiem, hahaha co ona wygaduje? Kreskówki? Jak kreskówka może nawiązywać do archetypów takich jak Odys, czy literaturze tak wielkiej jak ta Tolkiena (Hobbit czy Wladca Pierścienia)? Otóż może! Szczerze sama sie dziwie, ale moja niezawodząca znajomość wszystkich odcinków i historii każdego z bohaterów, przeciwstawiona z wieloletnim uczęszczaniem na lekcje Pani Agnieszki to potwierdzają! Kreskówka o której mowa to Avatar Legenda Aanga (jak ktoś niezna to POLECAM JEST GENIALNA!)
Pisze właśnie o Odyseuszu wiec weźmy jego przykład: załóżmy, że wędrówka Odysa wpasowywuje sie (bo tak w większości jest) w schemat dom +, świat -. Zatem mieści sie tu tułaczka, wygnanie, przymusowa ucieczka, a nade wszystko wola powrotu do opuszczonego w konieczności domu. Chęć powrotu do dawnej rzeczywistości stanowi tu podstawowy cel. Spójrzmy teraz głębiej w postać Księcia Zuko z pierwszych dwóch ksiąg cyklu o Avatarze. On, podobnie do Odyseusza, także jest ofiarą swojego fatum, podczas wojny zostaje wygnany z ojczystego Narodu Ognia przez okrutnego Ojca za przerwanie generałowi narodu podczas ważnej narady wojennej. Warunkiem wygnania i jedynym sposobem na odzyskanie utraconego honoru jest zabicie nowego Avatara. Tak zaczyna sie kilkuletnia tułaczka oraz walka o utracony honor księcia, który za wszelka cenę pragnie powrotu do ojczyzny.
Wednesday, October 21, 2015
27 powodów dla których lubię Jesień!
karmelowe, cynamonowe jabłka HALLOWEEN kolorowe liście ciepłe skarpetki, wełniane szaliki i czapki gorące ciepłe napoje grube kocyki wiewiórki i żołędzie ciepła kąpiel długie spacery po parku deszcz pluskanie w kałużach UGGsy Chai Tea Latte ze Starbucks. Spróbowałam zrobić taką herbatę w domu. To takie łatwe!
- zaparz herbatę Chai Tea
- dodaj brązowy cukier (i cynamon według smaku)
- wlej mleko
- GOTOWE! 4 euro w kieszeni.
moda (na ulicach dominują bordowe, zielone, szare kolory) rozpoczęcie szkoły jesienne przekąski (ciasto jabłkowe z cynamonem, zupa dyniowa, pieczone jabłka nadziewane twarogiem i rodzynkami) rześkie powietrze, deszczowa i wietrzna pogoda gorąca czekolada. Moja rada - z cynamonem będzie smakować bardziej jesiennie zapach więcej czasu z rodziną gry planszowe usiąść wygodnie i zobacz film robić ludziki z kasztanów i patyczków świeczki o zapachu ciasteczek czytanie książek słodkie kapcie bawić się w górce liści
Monday, October 19, 2015
8 znaków, które pokazują, że zbliża się jesień
1. Moja siostra Ania znowu
zmieniła hobby
2. Mój tata wreszcie nauczył się
ile mam lat (moje urodziny są w listopadzie)
3. Ania często wraca do domu z treningu
piłki nożnej z mokrą głową
4. Zachciało mi się soku
ananasowego
5. Wiewiórki coraz częściej
biegają po naszym tarasie z orzechami sąsiadów
6. W wielu domach rozbrzmiewają
próby francuskich piosenkek przed ze voiss
7. Mój tata za kierownicą śpiewa
piosenkę o staruszku i jesieni
8. Jabłka smakują jak jabłka, a
pomidory jak trawa
A co Wy robicie jak się zbliża jesień?
O Czasie
Scarcity czyli niedobór, ponieważ nigdy nie mamy nieograniczonej ilości czegokolwiek. Zawsze brakuje ludziom czasu, pieniędzy, energii, pomysłów, jedzenia, wolności, bliskości, bezpieczeństwa, pewności, wiary w siebie, zaufania... Żyjemy spragnieni, ciągle czując braki, pragnąc więcej. Jednak mamy tylko tyle i musimy podjąć decyzje - co z naszym 'tyle' zrobić.
Monday, October 12, 2015
Co za mecz, co za emocje
Cześć ^^
Jakoś dawno nie pisałam, ale to w sumie nawet dobrze, bo nic ciekawego się u mnie nie działo. Szkoła, szkoła i szkoła (pani Połońskiej pewnie w tym momencie dech zaparło ze zdziwienia). Proszę Pani, to prawda, czytanie w bibliotece opisała już Lilla a o konkursie przed wynikami nie chcę nic mówić.
W związku z tym zamierzam podzielić z Wami czymś co stało się dopiero wczoraj i nie tylko wywarło wielki wpływ na moje życie, ale mam nadzieję że też na Wasze. Wydarzenie roku. A mianowicie, chcę Wam trochę opowiedzieć o meczu Polska - Irlandia.
W tym momencie każdy kto oglądał i nie chce sobie już przypominać tych pięknych chwil (!) lub też pozostaje zupełnie obojętny (!!!) może przestać czytać (chyba że chcecie sobie trochę pokrytykować mój styl pisania :P).
Przejdźmy do meczu.
Dzień jak codzień, pozornie ładna lecz zimna niedziela, wracam od Lilli i biorę się za matmę. Co jakiś czas przeglądam fejsbuka, nawet zaglądam na bloga, może będzie coś nowego. Nie ma. Tak mijają minuty, godzina aż w końcu dochodzi pora kolacji. W trakcie jedzenia pysznej sałatki ziemniaczanej (dzięki, Tato!) moja rodzina dostaje oświecenia. Przecież dziś mecz! Od razu zaczyna się szukanie w internecie jakichś transmisji, przecież Niemcy, nasi rywale z grupy, nie będą sobie zawracali głowy meczem Polaków, sami grają z Gruzją. Transmisja znaleziona, słaba jakość, ale jest. Wszyscy, nawet pies, siadamy na sofie i zaczyna się oglądanie. Stosownie byłoby dodać, iż Mikuś to nikt inny jak seter irlandzki, a mimo to kibicował nam, więc żeby mi tu nie było, żeśmy nie patrioci. Nagle gwizdek i już, piłka w ruchu. Pierwsze dziesięć minut mija. Potem jedenasta, dwunasta, gol! Krychowiak pięknie trafia w lewe dolne okienko. Dzieje się to tak szybko, że ja ledwo się orientuję, co dopiero bramkarz Zielonych.
Niestety, jak wszystko co dobre, przewaga nie trwa długo. Parę minut później Michał Pazdan kopie niczym istny karateka w piłkę, trafiając tym samym zawodnika drużyny przeciwnej, ale to już mniej istotne. Jednak sędzia nie podziela mojej opinii, i mylnie uważając iż owa sytuacja zdarzyła się w polu karnym przyznaje Irlandczykom rzut karny. I co? I
1-1. A już się cieszyliśmy wygraną.
W dwudziestej minucie odbywa się zamach na naszego mistrza Roberta Lewandowskiego, autorstwa John'a O'Shea. Za to oczywiście zostaje ukarany żółtą kartką, ale szkoda została wyrządzona. Robert nie może się skoncentrować, aż do czterdziestej drugiej minuty, w której po asyście Mączyńskiego strzela gola główką z odległości 11 metrów, ku rozpaczy bramkarza Darrena Randolpha. 2-1.
Potem już tylko żółte kartki, jedna czerwona dla O'Shea'a. I tak w 94 minucie kończy się mecz, a Polska po raz piąty bierze udział w Mistrzostwach Europy, wychodząc z grupy na drugim miejscu.
Przyznaję, rywale byli dobrzy. Bardzo dobrzy, nawet. Do samego końca kibice pozostawali w pełnym napięciu, gdyż przeciwnicy mocno na nas naciskali i Polacy byli pod ciągłą presją. Ja osobiście w niektórych momentach po prostu zamykałam oczy i modliłam się o utrzymanie przewagi. Udało się.
Niestety, Lewandowski, o którym ostatnio jest bardzo głośno na internetach, oskarżony został o ciągle "nurkowanie", czyli pozorowanie fauli. Rzeczywiście, być może nie każdy jego upadek miał śmiertelne skutki, ale moim zdaniem odrobina aktorstwa nie zaszkodzi, dopóki sędzia nie zauważa ;)
W każdym razie, mam nadzieje że jeśli oglądaliście mecz mój wpis pozwolił Wam przeżyć na nowo te emocje, a jeśli nie to że wyobraziliście sobie, jak to było.
Ściskam i pozdrawiam drogich Rodaków ^^
Smartie
Sunday, October 11, 2015
Moje dwa wspaniałe weekendy
Moje dwa wspaniałe weekendy
Weekend 1
Weekend 2
W następny weekend pojechaliśmy do Kolonii żeby wyrobić nowe paszporty. Potem poszliśmy do burgerii na smaczne burgery (pycha) z rabarbarową lemoniadą. Następnie poszliśmy do muzeum czekolady na deser, smaczne czekoladowe ciasta.
Następnego dnia zostałam zaproszona na urodziny mojej koleżanki w „kletterpark”. Było nieźle i wysoko, ale fajnie.
Zaczął się tydzień szkoły ale to nie byłoby interesujące, gdyby dzisiaj ja i moja najlepsza koleżanka (Natalie) nie pstryknęłyśmy sobie małego selfie.
Samochód przyszłości (samochód: infinity)
Deser w muzeum czekolady
Ogólnie było fajne dwa tygodnie
Saturday, October 10, 2015
Alicante
Witaj Internecie,
Wybczcie, że tak dlugo nie pisałam. Szperałam dzisiaj w laptopie i znalazłam to: troche starszej daty ale mam nadzieję, że miło się będzie czytać.
Alicante to miasto turystyczne na wschodnim wybrzeżu Hiszpanii; plaże, słońce, hotele, turyści... takie miasto, do którego można pojechać na wakacje na tydzień, może dwa, poopalać się, pozwiedzać, popływać i wrócić spowrotem do szarej, zimnej rzeczywitsości. Ale co gdyby się w takim miejscu zatrzymać na troszkę dłużej? Zamieszkać, pochodzić do szkoły, pracy? Poznać je z trochę innej perspektywy; nie zabytków a ludzi? Co gdyby to ono stało się naszą rzeczywistością? Takie na ogół turystyczne miasto może skrywać wiele tajemnic.
Powiem tak, różnice między narodem Niemieckim a Hiszpańskim są ogromne: hiszpanie są duuużo bardziej zrelaksowani, chaotyczni i emocjonalni (taka atmosfera musi się jednak podobać bo znam wiele osób którym nie sprawiała by ona takiej frajdy jak mnie) ale przedewszystkim są bardzo otwarci co chyba najbardziej mnie zaskoczyło. N.p. w Niemczech jeśli znajdujesz się wsród nowo poznanych ludzi ciężko jest nawiązać z kimś kontakt bo wszyscy zachowują do siebie stosunkowo spory dystans. Z Hiszpanami tak nie ma; poznasz kogoś i za godzinę będziecie rozmawiać jak starzy dobrzy przyjaciele (amigos). Tak, niby się tego spodziewałam, dużo osób mi o tym mówiło i bywałam juz w takich 'turystycznych miejscowościach' w Hiszpani ale (tutaj można mi zaufać) podróżując jako 'turysta' bardzo ciężko się o tym przekonać na własnej skórze.
Ponieważ podczas mojej trzytygodniowej wizyty w Alicante kręciłam się głównie w kręgach międzynarodowych; mieszkałam u Niemieckiej rodziny i chodziłam do europejskiej szkoły, na początku nie miałam dużego kontaktu z Hiszpanami. Dopiero po mniej więcej tygodniu postanowiłam coś zmienić. W domu trenuje lekką atletykę i dlatego, że latem zbliżają się mistrzostwa Niemiec nie chciałam wyjść z formy, postanowiłam poszukać jakiejś drużyny lekkoatletycznej tam. Zapytałam więc nauczyciela WFu, który polecił mi (a raczej powiedział że jest on jedynym klubem lekkoatletycznym w mieście) klub 'Atletismo Alicante'. Już w następny wtorek poszłam więc wypróbować znalezisko. Wiedzialam, ze bede musiala przejsc przez proces przedstawiania sie i zrobienia pozytywnego pierwszego wrazenia, zwrocenia na siebie uwagi. Wiec, w samochodzie przerabialam sobie kilka razy scenariusz po españolsku. Zanim zdążylam przywitac sie z trenerem i wyglosic trenowane przedtem przedstawienie, dobiegly do mnie dwie osoby; dziewczyna i chłopak, Azul i Lucas "Hola, soy Lucas." "My name is Blue!" "Como te llamas?" "Nos han dicho que tu estas la nueva del intercambio. De que pais eres?" "Si necesitas alguna ayuda o tienes una pregunta...".
Musze przyznac na poczatku bylam w mocnym szoku. Kto ja? To do mnie? Napewno? Kiedy zaczelam treningi w niemczech minelo kilka ladnych tygodni zani ktokolwiek zaczal sie do mnie tak naprawde odzywac, myslalam ze tu bedzie podobnie. Bardzo sie jednak mylilam bo juz po godzinie treningu Azul i Lucas stali sie moimi najlepszymi przyjaciolmi w Alicante i mimo przeszkod jezykowych rozmawialismy jakbysmy znali sie od zawsze (troche po hiszpansku, troche po angielsku, troche po wlosku (Azul byla w polowie wloszka) i troche na migi). Zapomnialam o tym ze ja nie mowie po hiszpansku a oni zapomnieli, ze nie mowia po angielsku. Nie mialo to zadnego znaczenia. Od tego czasu staralam sie jak najczesciej chodzic na treningi. Tam uczylam sie najwiecej i o hiszpanach, i o hiszpani, i samego hiszpanskiego. Do tej pory mam kontakt z Azul i Lucasem a jesli kiedykolwiek znajde sie w Alicante, mam u nich dom. Tak samo jak oni u mnie :) dziala zasada "Mi casa es tu casa Amiga!".
Bo wlasnie tacy sa hiszpanie: otwarci, emocjonalni, smiali i troche szaleni. Mysle, ze bardzo duzo sie od nich nauczylam.
Dziekuje,
Wawavatarasta
Wybczcie, że tak dlugo nie pisałam. Szperałam dzisiaj w laptopie i znalazłam to: troche starszej daty ale mam nadzieję, że miło się będzie czytać.
Alicante to miasto turystyczne na wschodnim wybrzeżu Hiszpanii; plaże, słońce, hotele, turyści... takie miasto, do którego można pojechać na wakacje na tydzień, może dwa, poopalać się, pozwiedzać, popływać i wrócić spowrotem do szarej, zimnej rzeczywitsości. Ale co gdyby się w takim miejscu zatrzymać na troszkę dłużej? Zamieszkać, pochodzić do szkoły, pracy? Poznać je z trochę innej perspektywy; nie zabytków a ludzi? Co gdyby to ono stało się naszą rzeczywistością? Takie na ogół turystyczne miasto może skrywać wiele tajemnic.
Powiem tak, różnice między narodem Niemieckim a Hiszpańskim są ogromne: hiszpanie są duuużo bardziej zrelaksowani, chaotyczni i emocjonalni (taka atmosfera musi się jednak podobać bo znam wiele osób którym nie sprawiała by ona takiej frajdy jak mnie) ale przedewszystkim są bardzo otwarci co chyba najbardziej mnie zaskoczyło. N.p. w Niemczech jeśli znajdujesz się wsród nowo poznanych ludzi ciężko jest nawiązać z kimś kontakt bo wszyscy zachowują do siebie stosunkowo spory dystans. Z Hiszpanami tak nie ma; poznasz kogoś i za godzinę będziecie rozmawiać jak starzy dobrzy przyjaciele (amigos). Tak, niby się tego spodziewałam, dużo osób mi o tym mówiło i bywałam juz w takich 'turystycznych miejscowościach' w Hiszpani ale (tutaj można mi zaufać) podróżując jako 'turysta' bardzo ciężko się o tym przekonać na własnej skórze.
Ponieważ podczas mojej trzytygodniowej wizyty w Alicante kręciłam się głównie w kręgach międzynarodowych; mieszkałam u Niemieckiej rodziny i chodziłam do europejskiej szkoły, na początku nie miałam dużego kontaktu z Hiszpanami. Dopiero po mniej więcej tygodniu postanowiłam coś zmienić. W domu trenuje lekką atletykę i dlatego, że latem zbliżają się mistrzostwa Niemiec nie chciałam wyjść z formy, postanowiłam poszukać jakiejś drużyny lekkoatletycznej tam. Zapytałam więc nauczyciela WFu, który polecił mi (a raczej powiedział że jest on jedynym klubem lekkoatletycznym w mieście) klub 'Atletismo Alicante'. Już w następny wtorek poszłam więc wypróbować znalezisko. Wiedzialam, ze bede musiala przejsc przez proces przedstawiania sie i zrobienia pozytywnego pierwszego wrazenia, zwrocenia na siebie uwagi. Wiec, w samochodzie przerabialam sobie kilka razy scenariusz po españolsku. Zanim zdążylam przywitac sie z trenerem i wyglosic trenowane przedtem przedstawienie, dobiegly do mnie dwie osoby; dziewczyna i chłopak, Azul i Lucas "Hola, soy Lucas." "My name is Blue!" "Como te llamas?" "Nos han dicho que tu estas la nueva del intercambio. De que pais eres?" "Si necesitas alguna ayuda o tienes una pregunta...".
Musze przyznac na poczatku bylam w mocnym szoku. Kto ja? To do mnie? Napewno? Kiedy zaczelam treningi w niemczech minelo kilka ladnych tygodni zani ktokolwiek zaczal sie do mnie tak naprawde odzywac, myslalam ze tu bedzie podobnie. Bardzo sie jednak mylilam bo juz po godzinie treningu Azul i Lucas stali sie moimi najlepszymi przyjaciolmi w Alicante i mimo przeszkod jezykowych rozmawialismy jakbysmy znali sie od zawsze (troche po hiszpansku, troche po angielsku, troche po wlosku (Azul byla w polowie wloszka) i troche na migi). Zapomnialam o tym ze ja nie mowie po hiszpansku a oni zapomnieli, ze nie mowia po angielsku. Nie mialo to zadnego znaczenia. Od tego czasu staralam sie jak najczesciej chodzic na treningi. Tam uczylam sie najwiecej i o hiszpanach, i o hiszpani, i samego hiszpanskiego. Do tej pory mam kontakt z Azul i Lucasem a jesli kiedykolwiek znajde sie w Alicante, mam u nich dom. Tak samo jak oni u mnie :) dziala zasada "Mi casa es tu casa Amiga!".
Bo wlasnie tacy sa hiszpanie: otwarci, emocjonalni, smiali i troche szaleni. Mysle, ze bardzo duzo sie od nich nauczylam.
Dziekuje,
Wawavatarasta
Friday, October 9, 2015
Harry Potter i insygnia śmierci
To jest bardzo fajna książka przygodowa autora J. K. Rowling. Właśnie ją skończyłem czytać w języku angielskim i rekomenduję wam żebyście ją przeczytali. To była ostania czyli siódma książka z serii Harrego Pottera. W tej części Harry w końcu pokonał Lorda Voldemorta używając magii zabijającej. A potem Harry się ożenił z Giny i miał dwoje dzieci chłopca i dziewczynkę . Ron ożenił się z Hermioną. Ta część była najlepsza ze wszystkich bo wreszcie zakończył się pojedynek między Harrym a Lordem Voldemortem.
Tuesday, October 6, 2015
this house believes teachers should be replaced by artificial intelligence by 2020
Czy zastąpienie nauczycieli sztuczną inteligencją byłoby dobrym pomysłem?
Czy reality shows są bezwartościowe?
Czy facebook powinien zostać zdelegalizowany?
Nie mamy na te pytania odpowiedzi. Ale od teraz mamy możliwość przedyskutowania ich wspólnie.
Od 20 października startujemy znowu - klub debat będzie działał, ze mną i Weroniką jako organizatorkami, panią Połońską i panem Estevesem jako nadzorcami, i ciałem uczniowskim jako uczestnikami.
Spotkania będą odbywać się w każdy trzeci wtorek miesiąca, od 15:10 do 16:50, debatujemy wyłącznie w języku angielskim.
Przychodźcie tłumnie, przynieście ze sobą znajomych i przyjaciół, nie zapomnijcie pomyśleć chwilę nad tematem debaty.
Do zobaczenia!
Keri
Czy reality shows są bezwartościowe?
Czy facebook powinien zostać zdelegalizowany?
Nie mamy na te pytania odpowiedzi. Ale od teraz mamy możliwość przedyskutowania ich wspólnie.
Od 20 października startujemy znowu - klub debat będzie działał, ze mną i Weroniką jako organizatorkami, panią Połońską i panem Estevesem jako nadzorcami, i ciałem uczniowskim jako uczestnikami.
Spotkania będą odbywać się w każdy trzeci wtorek miesiąca, od 15:10 do 16:50, debatujemy wyłącznie w języku angielskim.
Przychodźcie tłumnie, przynieście ze sobą znajomych i przyjaciół, nie zapomnijcie pomyśleć chwilę nad tematem debaty.
Do zobaczenia!
Keri
Monday, October 5, 2015
Czytanie w bibliotece
Kilka dni temu byłam ze Smartie na czytaniu w bibliotece. Pani P zaprosiłą dzieci z przedszkola żeby posłuchały jak czytamy im po Polsku. To już drugie nasze czytanie. Poprzednio tematem była 'przyjaźń'. Tym razem, nasz repertuar składał się z trzech bajek o krasnoludkach. Pierwsza była o skrzacie który nie miał imienia, z książki "Poczytaj mi mamo". Druga była o krasnalu Hałabale. Trzecia nie była opowiadaniem, lecz wierszykiem który Pani P znalazła na internecie. Bardzo lubię chodzić do biblioteki i czytać tym dzieciom i cieszę się, że w następnym semestrze znowu ze Smartie pójdziemy im poczytać.
Słyszałam, że Wy też pójdziecie do biblioteki czytać, więc pewnie zastanawiacie się jak to jest. Za pierwszym razem Smartie i ja strasznie się denerwowałyśmy, zrestą zupełnie niepotrzebnie. Za drugim razem wręcz się cieszyłyśmy ponownym spotkaniem z dziećmi! Naprawdę, są taaaakie urocze!!! Za każdym razem przygotowałyśmy im (z pomocą Pani P) jakieś 'nagrody' np. żelki, wycinanki albo kolorowanki. Oczywiście musiały najpierw odpowiedzieć na pytania związane z bakjami które im przeczytałyśmy. Jak dzieci się nie słuchają albo zaczynają się nudzić, trzeba na chwilę przestać czytać i zadać jakieś pytanie albo powtórzyć jakąś rymowankę. Można im też opowiedzieć o tym, że na przykład po drodze do biblioteki spotkałyśmy krasnoludka który nam coś dał żeby dzieciom przekazać, i one w to uwierzą! Po czytaniu jeśli się ma czas, można zostać z dziećmi i się z nimi pobawić na 'elemencie' albo cicho z nimi pośpiewać piosenki, bo się przecież jest w bibliotece;)
Ogólnie, same przyjemności, cieszę się, że też będziecie mogli czytać tym dzieciom.
Słyszałam, że Wy też pójdziecie do biblioteki czytać, więc pewnie zastanawiacie się jak to jest. Za pierwszym razem Smartie i ja strasznie się denerwowałyśmy, zrestą zupełnie niepotrzebnie. Za drugim razem wręcz się cieszyłyśmy ponownym spotkaniem z dziećmi! Naprawdę, są taaaakie urocze!!! Za każdym razem przygotowałyśmy im (z pomocą Pani P) jakieś 'nagrody' np. żelki, wycinanki albo kolorowanki. Oczywiście musiały najpierw odpowiedzieć na pytania związane z bakjami które im przeczytałyśmy. Jak dzieci się nie słuchają albo zaczynają się nudzić, trzeba na chwilę przestać czytać i zadać jakieś pytanie albo powtórzyć jakąś rymowankę. Można im też opowiedzieć o tym, że na przykład po drodze do biblioteki spotkałyśmy krasnoludka który nam coś dał żeby dzieciom przekazać, i one w to uwierzą! Po czytaniu jeśli się ma czas, można zostać z dziećmi i się z nimi pobawić na 'elemencie' albo cicho z nimi pośpiewać piosenki, bo się przecież jest w bibliotece;)
Ogólnie, same przyjemności, cieszę się, że też będziecie mogli czytać tym dzieciom.
Thursday, October 1, 2015
Świat "Lockerów"
Wszystko się zmienia ponieważ dziewczyny dorastają. Kiedy są małe, bawią się lalkami
urządzają dla nich domki, a kiedy idą do gimnazjum zaczyna się zupełnie inna
zabawa.
Są nowe
przyjaźnie, nowe problemy i mnóstwo ciekawych rzeczy w szkole. W Ameryce
największym szaleństwem na początku roku szkolnego dla uczniów klas szóstych
jest urządzanie “lockerów`` czyli szafek. To szaleństwo dotyka tylko dziewczyn,
chłopaki jakby nie rozumieją tematu.
W sklepach,
w sieci, znajdziecie dosłownie wszysko co można sobie wymarzyć by “ locker” stał
się naszym małym domkiem, królestwem. Może to wygladać np. tak: na suficie
szafki wieszamy kolorowy, najlepiej kryształowy żyrandol, ściany obklejamy
papierem przypominającym tapetę, czyli znowu jak w domu. Na podłodze kładziemy
puszysty dywanik, na nim stawiamy półeczkę na zeszyty i książki. Na ścianach”
lockera” wieszamy ozdobne pojemniki na rzeczy do pisania, ale i gumy do żucia
lub telefon, lusterko czasem szminkę. Wieszamy też tablice do pisania krótkich informacji,
przyczepiamy śmieszne magnesy, wieszaki a wszystko po to żeby w szkole było
fajnie, odjazdowo, bo nie chcemy tu tylko się uczyć. A kiedy nadejdzie twój
najlepszy dzień w roku, czyli twoje urodziny to możesz być pewien, że twoi
przyjaciele nie zapomną i obkleją ci całą szafkę czym się tylko da by świętować
razem z tobą.
Hejka! Wasza waszyngtońska Candy
Subscribe to:
Posts (Atom)