Witaj Internecie,
Wybczcie, że tak dlugo nie pisałam. Szperałam dzisiaj w laptopie i znalazłam to: troche starszej daty ale mam nadzieję, że miło się będzie czytać.
Alicante to miasto turystyczne na wschodnim wybrzeżu Hiszpanii; plaże, słońce, hotele, turyści... takie miasto, do którego można pojechać na wakacje na tydzień, może dwa, poopalać się, pozwiedzać, popływać i wrócić spowrotem do szarej, zimnej rzeczywitsości. Ale co gdyby się w takim miejscu zatrzymać na troszkę dłużej? Zamieszkać, pochodzić do szkoły, pracy? Poznać je z trochę innej perspektywy; nie zabytków a ludzi? Co gdyby to ono stało się naszą rzeczywistością? Takie na ogół turystyczne miasto może skrywać wiele tajemnic.
Powiem tak, różnice między narodem Niemieckim a Hiszpańskim są ogromne: hiszpanie są duuużo bardziej zrelaksowani, chaotyczni i emocjonalni (taka atmosfera musi się jednak podobać bo znam wiele osób którym nie sprawiała by ona takiej frajdy jak mnie) ale przedewszystkim są bardzo otwarci co chyba najbardziej mnie zaskoczyło. N.p. w Niemczech jeśli znajdujesz się wsród nowo poznanych ludzi ciężko jest nawiązać z kimś kontakt bo wszyscy zachowują do siebie stosunkowo spory dystans. Z Hiszpanami tak nie ma; poznasz kogoś i za godzinę będziecie rozmawiać jak starzy dobrzy przyjaciele (amigos). Tak, niby się tego spodziewałam, dużo osób mi o tym mówiło i bywałam juz w takich 'turystycznych miejscowościach' w Hiszpani ale (tutaj można mi zaufać) podróżując jako 'turysta' bardzo ciężko się o tym przekonać na własnej skórze.
Ponieważ podczas mojej trzytygodniowej wizyty w Alicante kręciłam się głównie w kręgach międzynarodowych; mieszkałam u Niemieckiej rodziny i chodziłam do europejskiej szkoły, na początku nie miałam dużego kontaktu z Hiszpanami. Dopiero po mniej więcej tygodniu postanowiłam coś zmienić. W domu trenuje lekką atletykę i dlatego, że latem zbliżają się mistrzostwa Niemiec nie chciałam wyjść z formy, postanowiłam poszukać jakiejś drużyny lekkoatletycznej tam. Zapytałam więc nauczyciela WFu, który polecił mi (a raczej powiedział że jest on jedynym klubem lekkoatletycznym w mieście) klub 'Atletismo Alicante'. Już w następny wtorek poszłam więc wypróbować znalezisko. Wiedzialam, ze bede musiala przejsc przez proces przedstawiania sie i zrobienia pozytywnego pierwszego wrazenia, zwrocenia na siebie uwagi. Wiec, w samochodzie przerabialam sobie kilka razy scenariusz po españolsku. Zanim zdążylam przywitac sie z trenerem i wyglosic trenowane przedtem przedstawienie, dobiegly do mnie dwie osoby; dziewczyna i chłopak, Azul i Lucas "Hola, soy Lucas." "My name is Blue!" "Como te llamas?" "Nos han dicho que tu estas la nueva del intercambio. De que pais eres?" "Si necesitas alguna ayuda o tienes una pregunta...".
Musze przyznac na poczatku bylam w mocnym szoku. Kto ja? To do mnie? Napewno? Kiedy zaczelam treningi w niemczech minelo kilka ladnych tygodni zani ktokolwiek zaczal sie do mnie tak naprawde odzywac, myslalam ze tu bedzie podobnie. Bardzo sie jednak mylilam bo juz po godzinie treningu Azul i Lucas stali sie moimi najlepszymi przyjaciolmi w Alicante i mimo przeszkod jezykowych rozmawialismy jakbysmy znali sie od zawsze (troche po hiszpansku, troche po angielsku, troche po wlosku (Azul byla w polowie wloszka) i troche na migi). Zapomnialam o tym ze ja nie mowie po hiszpansku a oni zapomnieli, ze nie mowia po angielsku. Nie mialo to zadnego znaczenia. Od tego czasu staralam sie jak najczesciej chodzic na treningi. Tam uczylam sie najwiecej i o hiszpanach, i o hiszpani, i samego hiszpanskiego. Do tej pory mam kontakt z Azul i Lucasem a jesli kiedykolwiek znajde sie w Alicante, mam u nich dom. Tak samo jak oni u mnie :) dziala zasada "Mi casa es tu casa Amiga!".
Bo wlasnie tacy sa hiszpanie: otwarci, emocjonalni, smiali i troche szaleni. Mysle, ze bardzo duzo sie od nich nauczylam.
Dziekuje,
Wawavatarasta
No comments:
Post a Comment