Zawsze starałam się iść po linii najmniejszego oporu. Robić minimalną ilość pracy, wydać minimalną ilość pieniędzy i spędzić jak najmniej czasu nad jednym tematem. Jednak to połączenie nie zawsze jest chciane i nie zawsze możliwe. Jako dziecko XXI wieku zawsze oczekuje, że podróże powinny być szybkie. Kiedy przedstawiano mi alternatywę pojechania gdzieś samochodem, pociągiem autobusem lub samolotem często zakładałam, że samolot jest najlepszy bo najszybszy. I to koniecznie bez przesiadek. Nie wiem jak do tego doszło.
Wczorajsza podróż zajęła mi prawie cały dzień. Pakowanie o poranku, dwie godziny w samochodzie, dwie godziny na lotnisku, trzy kwadranse w samolocie, pięć na innym lotnisku, półtorej godziny w kolejnym samolocie, czekanie na bagaż i powrót do domu taksówką. Było cudownie. Cała podróż nie była męcząca, za długa czy za skomplikowana. Mogłam płynnie przejść z jednego miejsca do drugiego, powoli godząc się z rzeczywistością: było, minęło.
No comments:
Post a Comment