Monday, October 12, 2015

Co za mecz, co za emocje

Cześć ^^

Jakoś dawno nie pisałam, ale to w sumie nawet dobrze, bo nic ciekawego się u mnie nie działo. Szkoła, szkoła i szkoła (pani Połońskiej pewnie w tym momencie dech zaparło ze zdziwienia). Proszę Pani, to prawda, czytanie w bibliotece opisała już Lilla a o konkursie przed wynikami nie chcę nic mówić. 
W związku z tym zamierzam podzielić z Wami czymś co stało się dopiero wczoraj i  nie tylko wywarło wielki wpływ na moje życie, ale mam nadzieję że też na Wasze. Wydarzenie roku. A mianowicie, chcę Wam trochę opowiedzieć o meczu Polska - Irlandia.
W tym momencie każdy kto oglądał i nie chce sobie już przypominać tych pięknych chwil (!)  lub też pozostaje zupełnie obojętny (!!!) może przestać czytać (chyba że chcecie sobie trochę pokrytykować mój styl pisania :P).
Przejdźmy do meczu.
Dzień jak codzień, pozornie ładna lecz zimna niedziela, wracam od Lilli i biorę się za matmę. Co jakiś czas przeglądam fejsbuka, nawet zaglądam na bloga, może będzie coś nowego. Nie ma. Tak mijają minuty, godzina aż w końcu dochodzi pora kolacji. W trakcie jedzenia pysznej sałatki ziemniaczanej (dzięki, Tato!) moja rodzina dostaje oświecenia. Przecież dziś mecz! Od razu zaczyna się szukanie w internecie jakichś transmisji, przecież Niemcy, nasi rywale z grupy, nie będą sobie zawracali głowy meczem Polaków, sami grają z Gruzją. Transmisja znaleziona, słaba jakość, ale jest. Wszyscy, nawet pies, siadamy na sofie i zaczyna się oglądanie. Stosownie byłoby dodać, iż Mikuś to nikt inny jak seter irlandzki, a mimo to kibicował nam, więc żeby mi tu nie było, żeśmy nie patrioci. Nagle gwizdek i już, piłka w ruchu. Pierwsze dziesięć minut mija. Potem jedenasta, dwunasta, gol! Krychowiak pięknie trafia w lewe dolne okienko. Dzieje się to tak szybko, że ja ledwo się orientuję, co dopiero bramkarz Zielonych. 
Niestety, jak wszystko co dobre, przewaga nie trwa długo. Parę minut później Michał Pazdan kopie niczym istny karateka w piłkę, trafiając tym samym zawodnika drużyny przeciwnej, ale to już mniej istotne. Jednak sędzia nie podziela mojej opinii, i mylnie uważając iż owa sytuacja zdarzyła się w polu karnym przyznaje Irlandczykom rzut karny. I co? I
1-1. A już się cieszyliśmy wygraną. 
W dwudziestej minucie odbywa się zamach na naszego mistrza Roberta Lewandowskiego, autorstwa John'a O'Shea. Za to oczywiście zostaje ukarany żółtą kartką, ale szkoda została wyrządzona. Robert nie może się skoncentrować, aż do czterdziestej drugiej minuty, w której po asyście Mączyńskiego strzela gola główką z odległości 11 metrów, ku rozpaczy bramkarza Darrena Randolpha. 2-1.
Potem już tylko żółte kartki, jedna czerwona dla O'Shea'a. I tak w 94 minucie kończy się mecz, a Polska po raz piąty bierze udział w Mistrzostwach Europy, wychodząc z grupy na drugim miejscu.
Przyznaję, rywale byli dobrzy. Bardzo dobrzy, nawet. Do samego końca kibice pozostawali w pełnym napięciu, gdyż przeciwnicy mocno na nas naciskali i Polacy byli pod ciągłą presją. Ja osobiście w niektórych momentach po prostu zamykałam oczy i modliłam się o utrzymanie przewagi. Udało się.
Niestety, Lewandowski, o którym ostatnio jest bardzo głośno na internetach, oskarżony został o ciągle "nurkowanie", czyli pozorowanie fauli. Rzeczywiście, być może nie każdy jego upadek miał śmiertelne skutki, ale moim zdaniem odrobina aktorstwa nie zaszkodzi, dopóki  sędzia nie zauważa ;)
W każdym razie, mam nadzieje że jeśli oglądaliście mecz mój wpis pozwolił Wam przeżyć na nowo te emocje, a jeśli nie to że wyobraziliście sobie, jak to było.

Ściskam i pozdrawiam drogich Rodaków ^^

Smartie 

1 comment: