Monday, November 9, 2015

Islandiaaa



Witajcie,

Przepraszam że tak długo nie pisałam. Na swoje wytłumaczenie mam jedynie to, że były ferie, ferie czyli podróże a to z kolei oznacza na ogół brak wifi. Ale mogę z czystym sumieniem powiedzieć, iż warto było. Mam nadzieję, że moja relacja z podróży wynagrodzi Wam dwu-tygodniową nieobecność. Podróż tym razem odbyła sie na Islandię. Tak w skrócie: Islandia to kraj na północy Europy, nie należący do Unii Europejskiej, stolica to Rejkiawik a waluta korona islandzka. Jednak prawdopodobnie to wszystko juz wiecie, jeśli uważaliście na lekcjach geografii ^^ Ja mam zamiar opowiedzieć trochę o moich przeżyciach i odczuciach odnośnie tego państwa. 

Najbardziej oczarowującym atutem Islandii jest różnorodność i piękno jej natury. Leży ona na granicy dwóch płat tektonicznych, euroazjatyckiej i amerykańskiej, i została utworzona z wybuchów pod-oceanicznych wulkanów, co nadaje jej wręcz baśniowy wygląd. Przejeżdżając z północy na południe można zobaczyć tak drastyczną zmianę otoczenia, że ma się wrażenie jakby zmieniało się conajmniej kontynent. Najpierw naokoło pola lawowe, pokryte mchem, wysuszonym już przez prażące słońce, a za chwile zimny lodowiec spoglądający z góry niczym szklany wierzchołek. Na Islandii można w pełni zobaczyć, jak potężna jest przyroda. Znajduje się tam największy wodospad w Europie, który daje znać o swoim istnieniu szumem słyszalnym nawet parę kilometrów dalej, jak i bryzą unoszącą się nad nim, na której malują się tęcze. Kraj może pochwalić się również gejzerem, "Maselnicą", wytryskującym wodę z ziemi co 10 minut, na wysokość 30 metrów. Jedną z głównych atrakcji jest także kąpiel w Blue Lagoonie, gorących źródłach przepływających przez kamienie wulkaniczne. Przy zimnym morzu z kolei można zobaczyć czarną plażę, normalną, a jednak magiczną przez piasek o kolorze węgla. Ale chyba najbardziej imponującym i nadzwyczajnym obrazem są wszechobecne wulkany. W którą stronę nie spojrzeć, można być pewnym iż jedna z gór to przykryty śniegiem, wygasły (lub nie) wulkan. Odejmuje to jednak ich potędze, szczególne że na ich zboczach często pasą się owce. Owce. Na ogół, jeśli widzi się zaśnieżoną polanę, trzeba się upewnić, czy nie patrzy się na stado owiec. Zdążają sie jednak czarne owce, co psuje kamuflaż białym. Owce te są jak plaga, rządzą całą wyspą i wtykają nos w każdy kąt. W sklepach można znaleźć swetry z wełny, rękawiczki z wełny, nawet mydło pokryte wełną, a w restauracjach serwuje się pieczoną lub marynowaną jagnięcinę. Można przypuścić, iż owiec jest więcej niż ludzi.

Mimo, że rzeczywiście jest ich dosyć mało, Islandia jest zamieszkana przez przedstawicieli gatunku ludzkiego. Islandczycy są bardzo przyjaznymi ludźmi, trochę wycofanymi wobec turystów, ale jednak widać u nich chęć utrzymania pozytywnych stosunków z innymi. Najbardziej zdumiewająca jest ich znajomość angielskiego. Po przejechaniu całej wyspy wszerz i wzdłuż, spotkałam się z jedynie jedną osobą, 60-letnią kobietą z wioski, która nie mówiła po angielsku na poziomie B1 (wciąż potrafiła prowadzić z nami rozmowę na dość dobrym poziomie). Reszta spotkanych przez nas osób mówiła według naszych standardów jak uczeń L2 angielskiego ^^ Często był u nich wyczuwalny także dość wyraźny akcent, amerykański lub brytyjski. Jest to spowodowane głownie tym, że stacjonowały u nich wojska z tych krajów , ale rownież dlatego że wszędzie dostępna jest angielska telewizja. W każdym razie, ich znajomość języków obcych i przyjacielskie nastawienie ułatwia o wiele wizytę turystom.

Islandia jest niesamowitym, przepięknym, wręcz idealnym krajem, nie zrozumcie mnie źle. Jednak nie wyobrażam sobie przeprowadzenie się tam na stałe. Dlaczego? Cierpię na chorobę dwudziestego pierwszego wieku, uzależnienia od bodźców i atrakcji. Na wyspie, gdzie ilość mieszkańców wynosi mniej niż we Frankfurcie, a przeciętne miasto (wioska) ma *prawie* trzystu, wszędzie jest aż za dużo miejsca. Nie ma centr handlowych albo kin, chyba że w stolicy. Nie wyobrażam sobie również mieszkania na relatywnie małej wyspie, gdzie nie można od niechcenia pojechać do innego kraju. Byłoby to dla mnie po jakimś czasie po prostu męczące psychicznie. 
 
Jednakże, wizyta na Islandii była przeżyciem, które mogę nazwać przełomowym. Dopiero tam mogłam naprawdę zobaczyć, jak wygląda miejsce, w którym ludzie podporządkowują się przyrodzie, a nie odwrotnie. Tam poznałam siłę natury, pokazującą się w postaci wodospadów, wulkanów i gejzerów. Tam odkryłam, jak to jest widzieć horyzont, ze wszystkich stron, a jednocześnie jeździć po stromych górach.  Cudownie było prawdziwie wypocząć, zapomnieć o wszystkim i napawać się pięknem natury. Jeżeli czytaliście Tolkiena, wyobraźcie sobie Shire, Rivendell a nawet Mordor. Wszystkie te krainy można zobaczyć, dotknąć, na Islandii. Więc jeśli jeszcze tam nie byliście, a macie szansę się wybrać, gorąco polecam! 

Smartie

PS: Poniżej kilka zdjęć :)

Czarna plaża, ja


Kra, pływająca po jeziorze, po lewej autostrada (absurd!)


Krater wulkaniczny wypełniony wodą, wciąż ja


Styl dwóch płyt kontynentalnych, znowu ja



No comments:

Post a Comment