Monday, November 30, 2015

Tydzień ze szkołą z Culham

Witajcie,


Chciałabym Wam na początek tylko powiedzieć, że na fioletowo pisze Lilla (ja:D) a na różowo Marta (bo to może być trochę mylące).

Tydzień wymiany z Culhamem, szkoła Angielską, był zupełnie inny niż zwykłe tygodnie. Pełen był prób, stresu i nowych przyjaźni. Obie zaprzyjaźniłyśmy się z wieloma gośćmi z Anglii, częściowo dlatego, że mieszkali w domach naszych przyjaciółek. Ja nikogo nie wzięłam (w przeciwieńswie do Marty) i teraz bardzo tego żałuję. Mimo to było super, powinniśmy robić takie wymiany częściej.


W ramach wymiany została mi przydzielona dziewczyna z Culham, która mieszkała u mnie w domu przez tydzień. Nazywała się Lily-Mae i muszę przyznać, że bardzo się zaprzyjaźniłyśmy, jak na taką krótką znajomość, która zaczęła się w poniedziałek o 20tej. Razem z koleżankami stałyśmy na dworze, zmarznięte ale przepełnienione energią i zestresowane nadchodzącymi dniami. Gdyła zamieniałyśmy poglądy o tym, czy w Anglii jedzą makaron, daleko na horyzoncie pojawił się zarys autokaru. Po kilkunastu chaotycznych minutach, krzykach i próbą znalezienia się w tłumie, byłyśmy obie w samochodzie z moją mamą. Muszę przyznać, że pierwsze chwile nie były tak zachwycające jak się spodziewałam. Rozmowa niebyt się kleiła, koleżanka zmęczona odpowiadała monosylabami a ja starałam się ostrzec ją przed zwariowanym psem (co z perspektywy czasu nie było najlepszym tematem rozmowy). Na szczęście była to krótka podróż, a w domu, gdy Mama pojechała gdzieś dokądś po coś, Lily-Mae bardzo się rozluźniła. Rzuciła paroma żartami a nawet wybaczyła mi moją nieumiejętność podgrzania makaronu, mówiąc że zimny też jada.


Myśle, że dobrym pomysłem było przydzielenie jej własnego pokoju. To postawiło między nami pewną (pozytywną) barierę, i w odróżnieniu od niektórych koleżanek nie miałyśmy siebie dość już po pierwszej nocy. Zapewniło jej to też prywatność i łatwiej mi było wyczuć, kiedy chciała już zostać sama. Tak właśnie pierwszego dnia dała mi znać, co uwolniło mnie od przymusu taktownego wyczucia i za co byłam jej bardzo wdzięczna, że chce isć spać. Następnego dnia wstałyśmy rano, oprowadziłam ją po okolicy, przy czym się zgubiłam, i pojechałyśmy do szkoły. W szkole odbywały się próby, zaś po szkole grupa z Culham miała wycieczki. I tak codziennie, z lekką alternacją pomiędzy celami wycieczek i godzinami prób. Aż do koncertu.


W czwartek o 19:00 wszyscy czekaliśmy już w napięciu za kurtyną. Nauczyciel od muzyki dał nam znak i weszliśmy do sali rozbrzmiewającej oklaskami. Orkiestra siadła na swoich miejscach, po czym zaczął się koncert pełen emocji. Tym razem publiczność była większa niż zwykle, bo oprócz rodziców byli też goście z Culham. Jednak na scenie i tak nie miało to znaczenia, bo byliśmy oślepieni światłami reflektorów i nie widzieliśmy widowni. Jedyną różnicą było to, że owacje były szczególnie gorące. Gdy śpiewały połączone chóry na scenie był prawdziwy tłok.
Marta i ja występowałyśmy w orkiestrze, w chórze i również w naszym własnym zespole. Chór z Culhamu śpiewał po prostu genialnie, a najbardziej podobała nam się ich interpretacja ‘Bohemian Rapsody’. Porównałam ją z orygilnalną wersją Queen’u i osobiście bardziej podobała mi się wersja Culhamu! Oprócz tego były też inne występy (nie tylko z ich szkoły), które też świetnie wypadły. Ogólnie, koncert i wymiana były bardzo udane i było nam smutno, że już następnego dnia odjeżdżają. Po tych kilku godzinach grania na instrumentach, śpiewania i męczącego stania na scenie, wróciliśmy do domu zmęczeni ale zadowoleni.

Marta i Lilla

No comments:

Post a Comment